Kochany Dzienniczku!
Dawno już
nikt nie popełnił dla Ciebie wpisu. Ostatnio doszliśmy do wniosku, że lepiej
jest robić, niż gadać. Sam zresztą rozumiesz, jak bardzo byliśmy zajęci pracą,
nie tylko tą na próbach - część z nas ma maturę w tym roku, życie nie zwalnia
tempa. Teraz jednak nadszedł czas Wypraw. Teraz nadszedł w czas, w którym
możemy zrywać owoce naszych coweekendowych starań.
Od dawna
już wiedzieliśmy, że pierwszą tegoroczną Wyprawą będzie Kocioł w Andrychowie.
Więc w czasie, kiedy kończył się psotny marzec, a już zaczynał świecić słońcem
wiosenny kwiecień, przygotowaliśmy naszą łajbę, aby ruszać w Podróż!
W pogodny
niedzielny ranek przybieżeliśmy do Wadowic, aby spakować nasze ukochane pudła.
Trzeba było się z nimi zabawić w prawdziwego tetrisa, aby wszystkie ładnie
upakować i zająć jak najmniej miejsca w busie, dzielonym z ekipą Sokoła.
Wspólnymi siłami, pod dowództwem Kapitana Załogi, wykonaliśmy zadanie i
ruszyliśmy pełni wiary w Dobrą Zabawę na Andrychów...
Rześki
poranek pieścił nasze humory, krótką podróż spędziliśmy na wzajemnym
opowiadaniu gawęd o kurach, waflach ryżowych i Choczeńskiej Stadninie, w której
przytrafiają się brudne konie. Kiedy zeszliśmy z pokładu busa, miny niektórych
już zapowiadały, że ktoś na tym festiwalu będzie niestabilny...
Podczas, gdy inni mieli tak już od samego początku:
Nie
mieliśmy jednak wiele czasu na śmichy-chichy. Czekało nas pierwsze na Kotle
zadanie. Nieuchronnie zbliżała się chwila, w której należało założyć karton na
łeb i dumnie przemaszerować w szalonym korowodzie ulicami miasta Andrychowa...
Po szybkim
pierwszym śniadaniu, na które składały się wiktuały zdobyte w pobliskim
Ogromnym Geszefcie, ruszyliśmy pod wspólną banderą z pozostałymi załogami.
Niektórzy zbyt wiele nie widzieli, ale grunt, to dobrze się
prezentować:
Tymczasem nasza niestabilność zaczęła udzielać się też
innym:
Momentami droga była trudna, więc potrzebowaliśmy chwil odpoczynku:
Momentami droga była trudna, więc potrzebowaliśmy chwil odpoczynku:
Po korowodzie przyszedł czas na nową przygodę: warsztaty.
Załoga została podzielona i w parach ruszyliśmy na rozmaitego typu zajęcia:
dramatyczne, lalkarskie oraz zgłebiające tajniki Tai Chi. Nawiązaliśmy pierwsze Znajomości,
zaczerpnęliśmy łyku świeżej Inspiracji i poszerzyliśmy o parę metrów nasze
Horyzonty. Miodzio!
Później posililiśmy się ciepłą strawą w Restauracji, a gdy
słońce już zaszło, ruszyliśmy wraz z całą załogą Kotła do Gospody pod Czarnym
Groniem. Stężenie człowieka na metr kwadratowy na pokładzie autobusu sprawiło,
że teatralna czereda mocno zacieśniła więzy między sobą. W Czarnym Groniu
przydzielono nam wcale ładne, przytulne i klimatyczne domki.
Nie oznacza
to oczywiście, że urządziliśmy sobie bezceremonialną, zakrapianą grogiem
marynarską hucpę! Obyś tak nie pomyślał, Czytelniku! Była to raczej wieczorna,
dystyngowana uczta z kanapek (i wafli ryżowych), na której wymienialiśmy
doświadczenia dotyczące gotowania jaj na twardo oraz miękko. Padła nawet
opinia, że jajka można ugotować bez wody! Ktoś tam nawet chciał ratować
gotujące się jaja, twierdząc, że gotowanie ich jest niehumanitarne. Sami więc
widzicie, że dyskutowaliśmy na tematy światłe i poważne!
Dla adoratora kurzych jaj kolacja pozostała bardzo skromna:
Drugiego
dnia Wyprawy rozpoczęła się Kotła część zasadnicza. A więc, z przerwami na
jedzenie, oglądaliśmy od rana do późnego popołudnia spektakle. Wiele obrazów i
odczuć drzemie w nas z nich do dzisiaj - z pewnością nie zapomnimy o uroczym
małym chłopcu, który swoim wykonaniem "Będziesz moją panią" poderwał
nam wszystkie dziewczyny w zespole!
Oczywiście
nie sposób tu wspomnieć o wszystkich, nie starczyłoby miejsca - resztę
zachowamy dla siebie!
Im bliżej
było wieczora, tym bliżej było naszym myślom ku nadchodzącemu spektaklowi.
Zbliżało się nasze Wielkie Zadanie - nazajutrz, z samego rana mieliśmy zaserwować
widzom Bigos! Czy to tak można, podawać ludziom bigos na śniadanie? - tego
rodzaju myśli kołatały nam coraz uporczywiej w głowach. Nieważne, byleby
wyszedł dobry!
Jeszcze
przed Pokazem Ognia wnieśliśmy całą scenografię na scenę, a w domkach powtórzyliśmy
teksty oraz co trudniejsze etiudy. Choć w niedalekiej Oberży huczała Biesiada,
większość z nas wcześniej położyła się spać, by odpocząć. Zbliżał się Wielki
Dzień!
Nieczęsto mamy okazję zaprezentować owoc wielomiesięcznej
pracy!
Nazajutrz
czuć było w powietrzu pewne napięcie. Choć humor wciąż nas nie opuszczał, to
niektórzy opuszczali ze stresu spodnie, a momentami wychodziło nam na twarze
jedno wielkie: CO TO BĘDZIE?
I w końcu
przyszła pora, kiedy ukryliśmy się za kulisami i głęboko oddychając czekaliśmy
na rozpoczęcie spektaklu. Nasz Kapitan przygotował zaspaną publiczność na
zaserwowanie Bigosu, czym dodał nam otuchy, aż w końcu zgasły światła i
pozostał tylko nasz świat. Wystartowaliśmy, powoli nabierając rozpędu, z minuty
na minutę wierząc w siebie jeszcze bardziej, aż w końcu ruszyliśmy jak szaleni,
momentami wręcz koziołkując! Te czterdzieści minut lotu - na to pracuje się
wiele miesięcy!
Zawsze
istnieje obawa, że publiczność nie poleci z nami, ale tym razem brawa pod
koniec spektaklu pozwoliły nam wierzyć, że chyba jednak ich ze sobą zabraliśmy.
Wielkie Zadanie zostało wypełnione! Dziękujemy, że byliście z nami!
Pozostało
tylko przyjrzeć się własnym błędom, których zawsze ciężko jest się ustrzec, a
następnie przystąpić do oglądania kolejnych spektakli rozbulgotanego już na
dobre Kotła.
Tego samego
dnia grali również nasi Towarzysze Podróży z Sokoła, i nie możemy nie napisać,
że ich spektakl szczególnie nas poruszył i to w jak najbardziej pozytywnym
sensie, choć nie spotkał się ze szczególnym uznaniem jurorów. Od nas jednak
wielkie brawa, Sokoły!
Po
wyczerpującym dniu przyszła wreszcie pora na odpoczynek. Jedni grali w makało:
Podczas gdy inni czytali smutne książki:
Słowem, co kto lubi!
Wieczorem
cała załoga Kotła zebrała się przy ognisku na omówienie spektakli przez jurorów.
Mieli do omówienia występ z całych dwóch dni, więc sporo czasu czekaliśmy na
swoją kolej. Usłyszeliśmy wiele pouczających opinii na temat teatru,
dowiedzieliśmy się, co należy zdeprecjonować, a co ukonstytuować. Za wszystkie
opinie i rady szczerze i serdecznie dziękujemy!
W końcu
pozostał ostatni dzień Kotła. Wypiliśmy blask jutrzenki duszkiem, jakby
przeczuwając, że czeka nas dzień pełen Dobrej Zabawy. Spakowaliśmy się z rana
szybko, opuszczając mały letniskowy domek. Nad porządkiem wyprowadzki czuwał
majestatyczny Szaman Dech.
W MDK-u
zjedliśmy ostatni wspólny posiłek, dojadając resztki pozostałe z wszystkich dni
i w końcu gotując jaja tak jak należy! Tymczasem niestabilność sięgnęła zenitu
i wybuchła potężnym hukiem!
Nadchodził
koniec przygody, pozostawało tylko wypić ostatni karton mleka (a sporo go w
tych dniach poszło) i udać się na wieńczący Festiwal spektakl Fale Teatru Brama z Goleniowa.
Koniec przygody
okazał się być najlepszą jej częścią. Końcowy spektakl wręcz rozniósł nas swoim
ładunkiem emocjonalnym i pięknem. I nie ma w tym ani krzty przesady. Byliśmy
tak wyłomotani wewnętrznie, że odczytanie werdyktu jury, mające miejsce zaraz
po spektaklu, docierało do nas jak przez sen.
Jurorzy
nagrodzili nas główną nagrodą. Razem z zespołami Zatrzymać Obrotówkę, Zawias
oraz Wyjątek. Pięknie dziękujemy!
A dla
Teatru Brama - wielkie chapeux bas!
Moment, w
którym wszystko dobiegło już końca i pozostawało tylko podziękować sobie za
obecność, złożyć gratulacje, spakować graty i wracać do domu, był dla mnie
bardzo szczególny. Jakby wszystkie wrażenia intensywnie spędzonych czterech dni
wróciły w nim, aby eksplodować. Ktoś gdzieś biegał, ktoś śpiewał, ktoś płakał
ni z miłości ni ze śmiechu, ktoś śmiał się do rozpuku... Biegając z pudłami,
aby zapakować je z powrotem na pokład busa, czułem się, jakbyśmy unosili się
stopami parę centymetrów nad ziemią. A wszystko w rytm śpiewanej przez nas na
całe gardła spektaklowej piosenki:
Du dab dab dab dab di
bu dej...
I cóż,
trzeba nam było w końcu wrócić do szarej rzeczywistości, opuścić szaloną
Progową łajbę, pożegnać Kapitana i czekać na kolejny rejs ku przygodzie...
Jestem jednak pewien, że po tej Wyprawie każdy z nas ma w sobie mnóstwo
energii, aby owej szarej rzeczywistości dodawać każdego dnia nieco kolorytu!
Przyjemnie
jest odbierać nagrodę za coś, co tworzyło się z pieczołowitością przez długi
czas. Wspólne chwile w Andrychowie były taką właśnie nagrodą. I nie myślę teraz
o wyróżnieniu jurorów, nawet nie o
oklaskach publiczności - lecz o czasie spędzonym razem, w którym bawiliśmy się
każdą chwilą, śmiejąc się do rozpuku, dyskutując na rozmaite tematy,
przeżywając mnóstwo skrajnych emocji towarzyszących zarówno graniu, jak i
oglądaniu spektakli.
Przyjemnie
jest tworzyć grupę.
Krzysiek
0 komentarze:
Prześlij komentarz