Byliśmy W Jarosławiu na niesamowitym festiwalu! Jak sama
nazwa wskazuje – „Na Dziedzińcu” – spektakle odbywały się w plenerze, na
dziedzińcu kamienicy, przy pięknym jarosławskim rynku. Już od samego początku
poczuliśmy, że to absolutnie nasza bajka. Zostaliśmy przywitani przez ogromnie
sympatycznych, uśmiechniętych i promieniujących radością organizatorów – Pawła
Srokę, jego żonę Anię oraz Teatr Plaster, z którymi poznaliśmy się u nas na
Zgrai. Cały zespół, rozśpiewany odprowadził nas ulicami do akademików w których
spaliśmy – chłopcy nawet ponieśli nasze bagaże! Zwykle same tachamy nasze
klamoty – ale tak nalegali… każdy z nich niósł po kilka walizek i torb;)
Okazało się, że wszystkie zespoły śpią w jednym miejscu –
więc spotkaliśmy jeszcze więcej znajomych.
Za każdym razem, jak chodziliśmy ulicami Jarosławia, ktoś
z nas mówił –„ Ale tu łaaaaadnie!” więc chętnie poszliśmy na wspólne zwiedzanie
miasta. Ja i Kasia nawet zwiedziłyśmy trochę na własną rękę, bo ktoś zapomniał
aparatu i trzeba było się po niego wrócić:) A potem odnaleźć resztę grupy
(czytaj – nie ma to jak zabłądzić).
Niestabilność musiała zagościć ponownie :) |
Poza dziedzińcem, część akcji odbywała się w domu
kultury, którego labirynty skrywały wiele tajemnic - stoliki z ciastkami, herbatą, a nawet
piękne lalki uszyte z polarów – wszyscy zwariowali na ich punkcie!
Bardzo nam się dziedziniec spodobał. Po raz pierwszy
zagraliśmy „Uśpionych” w plenerze. Trochę przygotowań było, ale nikt nas nie
pospieszał z montażem, dostaliśmy tyle czasu ile potrzebowaliśmy, a wszystko
poszło sprawnie i – co się rzadko zdarza - nie było żadnych „obsów” – czyli opóźnień
w programie;) Wiatr, który powiewał naszym ekranem i zastawkami pozwolił się
okiełznać , dodał nawet ciekawego klimatu i pomógł nam trochę inaczej poczuć „Uśpionych”.
Zobaczyliśmy dużo spektakli – część była dla nas nowa, część
z przyjemnością zobaczyliśmy po raz kolejny. Zaskoczyły nas Zielone Mrówy –
byliśmy przygotowani na spektakl, który widzieliśmy już kilka razy i możemy go
oglądać bez końca – nawet znamy na pamięć prawie wszystkie piosenki! A oni
pokazali coś całkiem innego – prawie umarliśmy ze śmiechu, a dziewczyny
zupełnie oszalały po pewnej piosence, zaśpiewanej prosto w oczy :)
I oczywiście rzecz dla nas kluczowa – JEDZENIE!!!
Zostaliśmy bardzo miło zaskoczeni – wyżywienie all
inclusive! Nie musieliśmy się martwić o nic! Wszyscy jedli razem – szczególnie
miłe były kolacje – okupowaliśmy schody i korytarze kamienicy (to na jej
dziedzińcu wszystko się odbywało), każdy mógł przyjść kiedy tylko zgłodniał i
dostawał od przemiłej pani Ani miskę zupy:) Niektórzy z nas z pewnych dietetycznych
względów pojechali z własną siatą pudełek z jedzeniem, ale gdy okazało się że
nawet szczypiorek może być szkodliwy, dieta poszła troszkę na bok – no bo to
nie wypada być na diecie na festiwalu.
Organizację festiwalu można chwalić bez końca! Zwłaszcza,
jeśli chodzi o pomoc w szukaniu dublerów! Nasza aktorka Pappagei (która
reprezentuje gatunek: kura), nie mogła z nami pojechać, ale wszyscy tak
zaangażowali się w poszukiwanie zastępstwa, że nie mogliśmy wyjść z podziwu! I
nie dostaliśmy byle jakiej kury – znaleziono dla nas specjalnie piękną, białą,
małą kurkę!
Z pewnością przybyło nam trochę nowych progowych
powiedzonek – wtajemniczeni wiedzą o co chodzi, a dla niewtajemniczonych –
wyjazd z nowymi powiedzonkami, jest wyjazdem udanym ;)
Klimat festiwalu był niezwykły – wszyscy uczestnicy cały
czas byli razem – na spektaklach, śniadaniach, kolacjach, razem zwiedzaliśmy
Jarosław, nawet spaliśmy w tym samym akademiku! Cały Plaster, Paweł i Ania –
niesamowicie pomocni, radośni, stworzyli cudowną przestrzeń i atmosferę.
Aż przykro było wracać. No koniec zostaliśmy porządnie i wielokrotnie
wyprzytulani, my też wyprzytulaliśmy wszystkich dookoła i już czekamy na
kolejne spotkania!
Kania
0 komentarze:
Prześlij komentarz