Festiwal "Na dziedzińcu" w Jarosławiu

poniedziałek, 14 września 2015

Byliśmy W Jarosławiu na niesamowitym festiwalu! Jak sama nazwa wskazuje – „Na Dziedzińcu” – spektakle odbywały się w plenerze, na dziedzińcu kamienicy, przy pięknym jarosławskim rynku. Już od samego początku poczuliśmy, że to absolutnie nasza bajka. Zostaliśmy przywitani przez ogromnie sympatycznych, uśmiechniętych i promieniujących radością organizatorów – Pawła Srokę, jego żonę Anię oraz Teatr Plaster, z którymi poznaliśmy się u nas na Zgrai. Cały zespół, rozśpiewany odprowadził nas ulicami do akademików w których spaliśmy – chłopcy nawet ponieśli nasze bagaże! Zwykle same tachamy nasze klamoty – ale tak nalegali… każdy z nich niósł po kilka walizek i torb;)
Okazało się, że wszystkie zespoły śpią w jednym miejscu – więc spotkaliśmy jeszcze więcej znajomych.










Za każdym razem, jak chodziliśmy ulicami Jarosławia, ktoś z nas mówił –„ Ale tu łaaaaadnie!” więc chętnie poszliśmy na wspólne zwiedzanie miasta. Ja i Kasia nawet zwiedziłyśmy trochę na własną rękę, bo ktoś zapomniał aparatu i trzeba było się po niego wrócić:) A potem odnaleźć resztę grupy (czytaj – nie ma to jak zabłądzić).










Niestabilność musiała zagościć ponownie :)



Poza dziedzińcem, część akcji odbywała się w domu kultury, którego labirynty skrywały wiele tajemnic  - stoliki z ciastkami, herbatą, a nawet piękne lalki uszyte z polarów – wszyscy zwariowali na ich punkcie!






Bardzo nam się dziedziniec spodobał. Po raz pierwszy zagraliśmy „Uśpionych” w plenerze. Trochę przygotowań było, ale nikt nas nie pospieszał z montażem, dostaliśmy tyle czasu ile potrzebowaliśmy, a wszystko poszło sprawnie i – co się rzadko zdarza - nie było żadnych „obsów” – czyli opóźnień w programie;) Wiatr, który powiewał naszym ekranem i zastawkami pozwolił się okiełznać , dodał nawet ciekawego klimatu i pomógł nam trochę inaczej poczuć „Uśpionych”.






Zobaczyliśmy dużo spektakli – część była dla nas nowa, część z przyjemnością zobaczyliśmy po raz kolejny. Zaskoczyły nas Zielone Mrówy – byliśmy przygotowani na spektakl, który widzieliśmy już kilka razy i możemy go oglądać bez końca – nawet znamy na pamięć prawie wszystkie piosenki! A oni pokazali coś całkiem innego – prawie umarliśmy ze śmiechu, a dziewczyny zupełnie oszalały po pewnej piosence, zaśpiewanej prosto w oczy :)







I oczywiście rzecz dla nas kluczowa – JEDZENIE!!!
Zostaliśmy bardzo miło zaskoczeni – wyżywienie all inclusive! Nie musieliśmy się martwić o nic! Wszyscy jedli razem – szczególnie miłe były kolacje – okupowaliśmy schody i korytarze kamienicy (to na jej dziedzińcu wszystko się odbywało), każdy mógł przyjść kiedy tylko zgłodniał i dostawał od przemiłej pani Ani miskę zupy:) Niektórzy z nas z pewnych dietetycznych względów pojechali z własną siatą pudełek z jedzeniem, ale gdy okazało się że nawet szczypiorek może być szkodliwy, dieta poszła troszkę na bok – no bo to nie wypada być na diecie na festiwalu.


















Organizację festiwalu można chwalić bez końca! Zwłaszcza, jeśli chodzi o pomoc w szukaniu dublerów! Nasza aktorka Pappagei (która reprezentuje gatunek: kura), nie mogła z nami pojechać, ale wszyscy tak zaangażowali się w poszukiwanie zastępstwa, że nie mogliśmy wyjść z podziwu! I nie dostaliśmy byle jakiej kury – znaleziono dla nas specjalnie piękną, białą, małą kurkę!

Z pewnością przybyło nam trochę nowych progowych powiedzonek – wtajemniczeni wiedzą o co chodzi, a dla niewtajemniczonych – wyjazd z nowymi powiedzonkami, jest wyjazdem udanym ;)

Klimat festiwalu był niezwykły – wszyscy uczestnicy cały czas byli razem – na spektaklach, śniadaniach, kolacjach, razem zwiedzaliśmy Jarosław, nawet spaliśmy w tym samym akademiku! Cały Plaster, Paweł i Ania – niesamowicie pomocni, radośni, stworzyli cudowną przestrzeń i atmosferę.
Aż przykro było wracać. No koniec zostaliśmy porządnie i wielokrotnie wyprzytulani, my też wyprzytulaliśmy wszystkich dookoła i już czekamy na kolejne spotkania!







Kania       

0 komentarze:

Prześlij komentarz